Nokaut
Jeśli zaczniesz napełniać głowę szczegółami i drobiazgami, nie będzie w niej miejsca na sprawy naprawdę ważne.
Wszystko zaczyna się w głowie. Każdy z nas ma jakąś historię która albo już się wydarzyła albo dzieje się obecnie. Jeśli ta historia trzyma w miejscu to najczęściej zaczyna być usprawiedliwiaczem naszej bezczynności lub pozornych czynności.
Pozorne działania, pozorne decyzje, krok do przodu, żeby potem zrobić dwa do tyłu.
Większość osób nie przeczuwa jak wielki wpływ na podejmowane przez nich decyzje mają osobiste historie oraz aktualne przeżycia.
Kończę 30 dni pracy nad zmianą jednego nawyku. To był trudny zawodnik do pokonania. Nokautował mnie codziennie od kilkudziesięciu lat. Pierwszego maja weszłam na ring, żeby świadomie wygrać z nawykową reakcją mojego mózgu na ból.
Jeszcze miesiąc temu nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jestem wrażliwa na ten wyzwalacz. Od kiedy pamiętam jak tylko pojawiał się problem, a ten zawsze łączył się z emocjonalnym bólem przechodziłam w tryb automatyczny – sprawnego działania – coś na kształt polującej lwicy. Czujna, uważna, skoncentrowana, napięta. Im bardziej bolało tym szybciej i efektywniej działałam. Ceniłam siebie, że motywuje mnie porażka i nawet określiłabym to jako przyczynę osobistego sukcesu. Zadowolenie i rozprężenie na skutek dobrze wykonanej pracy zajmował mnie na ułamek sekundy. Wyczuliłam swoje zmysły i emocje w poszukiwaniu zagrożenia. W takim trybie byłam efektywna, ale i zawsze czujna.
Jeśli cofniecie się do moich wpisów sprzed kilku lat, już wtedy poszukiwałam recepty na szczęście i radość w życiu.
Dwa lata minęły a ja mam swoje olśnienie. Przy dużym poziomie wrażliwości budowałam przez całe lata mechanizm działania oparty ma bólu. Dlatego moja wrażliwość na przeżywanie pozytywnych emocji była przytłumiona. Nawet jeśli moje życie było pełne pięknych zdarzeń i sukcesów, to mój mózg nie reagował na nie tak intensywnie jak na ból i porażkę. Stałam się królową smutku, powagi, nostalgii, głębi i rozczarowań.
Zakończyłam po 30 dniach walkę z najgroźniejszym przeciwnikiem w moim życiu.
Walka wygrana a bitwa wciąż trwa. Budowanie pozytywnej wrażliwości wymaga zmiany chemii w mózgu a po wielu latach automatycznych reakcji, to wymaga uważności. Stare nawyki są jak betonowe kapcie. Moment nieuwagi i wracają na swoje miejsce.
Czy wydaje się Wam, że macie inaczej?
Słyszę podobne historie tu w biurze na Narbutta.
Jeśli prowadzisz firmę od kilku czy kilkunastu lat, masz na swoim koncie serie mniejszych i większych porażek. Decydująca jest reakcja, jaka powtarzała się w odpowiedzi na porażki. Przypisywanie im nadmiernego emocjonalnego znaczenia może doprowadzić do automatycznego unikania sytuacji trudnych, w tym unikania wyzwań jakie stają przed Tobą i Twoją firmą.
Takie osoby zrobią wszystko, by uniknąć emocjonalnej przykrości. Ze szkodą dla siebie i firmy, nie wyrażą na wprost swoich żądań, oczekiwań w relacji z klientem, pracownikiem, partnerem. Nie podejmą otwartych działań PR osobistej i firmowej marki z obawy przed negatywną opinią czy krytyką. Będą wypatrywały nieistniejącego zagrożenia i będą nawet działały tak, jakby miały za chwilę stoczyć bitwę. Jeśli jesteś szefem, zastanów się co przekazujesz swoim ludziom? Jakie emocje i nastawienie do klienta i rynku? Zamiast zastanawiać się jak klient ma Ciebie pokochać, zacznij kochać klienta. Mówię całkiem serio. W budowaniu marki osobistej bezruch, szybko pozostawi cię na bocznym torze. A tam klient nie zagląda, chyba że przypomni o nas wymuszony ruch w płatnych kampaniach.
Osoby wrażliwe na ból i zranienia, mają trudniej z publicznym wyjściem do klienta. A dzisiaj ten rodzaj wyjścia daje widoczność i rozpoznawalność. Minęły czasy statycznych stron internetowych i wysyłanych bezosobowo ofert.
Trzeba zmierzyć się z własną wrażliwością, i odpornością na opinię, krytykę jeśli chcesz korzystać z narzędzi marketingu bezpośredniego w tym z marki osobistej.
Stworzenie czegoś własnego, autorskiego, a jednocześnie atrakcyjnego dla innych, czyli dającego się sprzedać, jest dziś jednym z największych wyzwań rynkowych.
Dziś sztuką nie jest wykreowanie pięknego logo czy wymyślenie reklamy – sztuką jest wykreowanie realnej, a nie fikcyjnej wartości, za którą stanie konkretny człowiek. W tej specyficznej walce na ilość polubień, szokującą identyfikację wizualną zapominamy o kluczowej rzeczy dla marki osobistej: jej realnej wartości dla klienta i jej wyrazistości.
Jeśli napełniasz głowę drobiazgami, nie będzie w niej miejsca na sprawy naprawdę ważne. Jeśli chcesz realizować własne marzenia, potraktuj budowanie marki osobistej jako czas wytężonej pracy nad sobą. Skupienie się na celu wystarczająco wielkim, by z osobistych pragnień dążyć do jego realizacji pociąga za sobą konieczność zmiany, w tym zmiany zachowań.
Nie ma zmiany, jeśli nie ma zmiany nawyków.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!